Jak na autorów wilczego bloga przystało, uwielbiamy bajkę o Czerwonym Kapturku. I choć w tej konkretnej publikacji motyw baśniowy potraktowany został dość luźno i służy do przekazania istotnych treści, a Wilk stał się perwersyjnym i obleśnym gościem, to i tak jesteśmy zachwyceni.
Po pierwsze dlatego, że treść książki, choć wcale niebłaha, to napisana jest prosto i dobitnie, a jednocześnie z dużą, swoistą dla bajek, swobodą fabularną. Mam prawo i nie zawaham się go użyć to mądrze zakamuflowana i sprytnie zaserwowana kwintesencja praw dziecka. Nie znajdźcie tutaj suchych i niezrozumiałych dla samych zainteresowanych paragrafów. Znajdziecie za to dziewięć historii, przez które przeprowadza nas Czerwony Kapturek i na przykładzie każdej z nich objaśnia jasno do czego ma prawo każde dziecko. Do tego dochodzi jeszcze spora doza humoru – uśmiałam się nieźle z babci czytającej "Komputer Świat" oraz z pierników z napisami "Spadówa", "Sio" i "Wynocha". Całość, mimo baśniowych akcentów, osadzona jest w rzeczywistej scenerii: ulica, dom, szkoła. Są to miejsca dla dzieci bliskie, a zatem sytuacje łatwiejsze do wyobrażenia. Choć niektóre zawoalowane trochę baśniową osłoną, to łatwe do przetransponowania na prawdziwe życie. Co prawda - żadne dziecko nie będzie od dziś biegać, jak główna bohaterka, z arkuszami papieru z wypisanymi na nich Prawami Dziecka, ale to właśnie ten element bajkowości i dobitności, o którym pisałam wyżej. A sama powtarzalność sytuacji, z kreskówkowym motywem wyciągania z rękawa, ręcznika itp. wielkiego arkuszu papieru, to fajne podkreślenie momentu, w którym należy zareagować, coś powiedzieć, coś zrobić.
Drugim argumentem wpływającym na nasz zachwyt są ilustracje i projekt graficzny, za którymi stoi Edgar Bąk. Bez ogródek – przepadamy za jego uproszczonym stylem i plakatowym traktowaniem stronic książki. Znów, podobnie jak w przypadku Kto ty jesteś, w książce znajduje się co najmniej kilka stron, które spokojnie można oprawić i powiesić w mieszkaniu. To takie swoiste smakołyki, np. twarz zmarzniętej Dziewczynki z zapałkami albo cyfra 5 z basenową drabinką. Bella, fantastiko, łał.
Uważam, że to publikacja ważna i potrzebna. Dzieciakom uświadamia bardzo konkretnie ich prawa, a dorosłym przypomina, że dzieci z rybami nie mają nic wspólnego.
Nad książką honorowy patronat objął Rzecznik Praw Dziecka – Pan Marek Michalak.
A duet Bąk i Olech po raz kolejny udowodnił, że tandem z nich nieziemski! Czekamy na następne publikacje!
Po pierwsze dlatego, że treść książki, choć wcale niebłaha, to napisana jest prosto i dobitnie, a jednocześnie z dużą, swoistą dla bajek, swobodą fabularną. Mam prawo i nie zawaham się go użyć to mądrze zakamuflowana i sprytnie zaserwowana kwintesencja praw dziecka. Nie znajdźcie tutaj suchych i niezrozumiałych dla samych zainteresowanych paragrafów. Znajdziecie za to dziewięć historii, przez które przeprowadza nas Czerwony Kapturek i na przykładzie każdej z nich objaśnia jasno do czego ma prawo każde dziecko. Do tego dochodzi jeszcze spora doza humoru – uśmiałam się nieźle z babci czytającej "Komputer Świat" oraz z pierników z napisami "Spadówa", "Sio" i "Wynocha". Całość, mimo baśniowych akcentów, osadzona jest w rzeczywistej scenerii: ulica, dom, szkoła. Są to miejsca dla dzieci bliskie, a zatem sytuacje łatwiejsze do wyobrażenia. Choć niektóre zawoalowane trochę baśniową osłoną, to łatwe do przetransponowania na prawdziwe życie. Co prawda - żadne dziecko nie będzie od dziś biegać, jak główna bohaterka, z arkuszami papieru z wypisanymi na nich Prawami Dziecka, ale to właśnie ten element bajkowości i dobitności, o którym pisałam wyżej. A sama powtarzalność sytuacji, z kreskówkowym motywem wyciągania z rękawa, ręcznika itp. wielkiego arkuszu papieru, to fajne podkreślenie momentu, w którym należy zareagować, coś powiedzieć, coś zrobić.
Drugim argumentem wpływającym na nasz zachwyt są ilustracje i projekt graficzny, za którymi stoi Edgar Bąk. Bez ogródek – przepadamy za jego uproszczonym stylem i plakatowym traktowaniem stronic książki. Znów, podobnie jak w przypadku Kto ty jesteś, w książce znajduje się co najmniej kilka stron, które spokojnie można oprawić i powiesić w mieszkaniu. To takie swoiste smakołyki, np. twarz zmarzniętej Dziewczynki z zapałkami albo cyfra 5 z basenową drabinką. Bella, fantastiko, łał.
Uważam, że to publikacja ważna i potrzebna. Dzieciakom uświadamia bardzo konkretnie ich prawa, a dorosłym przypomina, że dzieci z rybami nie mają nic wspólnego.
Nad książką honorowy patronat objął Rzecznik Praw Dziecka – Pan Marek Michalak.
A duet Bąk i Olech po raz kolejny udowodnił, że tandem z nich nieziemski! Czekamy na następne publikacje!













Książkę polecała Weronika Kołodziej, zdjęcia zrobił Grzegorz Teszbir